Top 10 sposobów na tanią wyprawę rowerową po Australii

TOP 10 SPOSOBÓW NA
TAŃSZĄ WYPRAWĘ ROWEROWĄ PO AUSTRALII

Gdy zastanawialiśmy się nad kierunkiem naszej podróży rowerowej, Australia wydawała się bardzo kuszącą destynacją. Ogromna przestrzeń, wspaniałe krajobrazy, zupełnie nowe oraz nieznane nam do tej pory zwierzęta i rośliny to tylko kilka z powodów, przez które do niej trafiliśmy. 

Dużym wyzwaniem okazały się nie tylko długi lot, czy wysokie temperatury , ale także finanse. Australia jest dużo zamożniejszym krajem niż nasza Polska. Nic dziwnego, skoro wskaźnik rozwoju społecznego kwalifikuje   Terra Australis na drugim miejscu w światowym rankingu. Większość rzeczy w sklepach jest droższych, a przelicznik walutowy – niekorzystny.

Niemniej, poza pewnymi nieplanowanymi wydatkami, czujemy, że wypracowaliśmy dobry system na to, jak oszczędnie* (i bez sprzedaży nerki) zwiedzić Australię na rowerze. 

*oszczędnie w rozumieniu autorów nie oznacza jedzenia suchej bułki na śniadanie, obiad i kolację 🙂

1. Pitna woda w kranie

W większości miejsc w Australii można śmiało pić wodę z kranu, chyba że napis lub znak głoszą przeciwnie. Publiczne toalety, boiska sportowe, parki. Wystarczy popytać mieszkańców. Woda w sklepie jest relatywnie droga. Próbując wydostać się z Adelaide przez otaczające ją góry, Paweł wyszedł ze sklepu z nietęgą miną. Za 3 litry wody zapłacił ponad $5AUD. Od tamtej pory nie kupiliśmy ani jednej butelki wody. Poza motywacją oszczędzania, dodatkowo chronimy środowisko, zmniejszając wkład w jego zanieczyszczenie. 

2. Warmshowers

Źródło: WarmShowers.org

Idea goszczenia się wzajemnie przez rowerzystów to naszym zdaniem jeden z najlepszych sposobów na dzielenie się wiedzą i doświadczeniem oraz poznanie nowych ludzi o podobnym sposobie myślenia, Warmshowers opiera się o tytułowy “gorący prysznic”, który dla każdego cyklisty jest zwieńczeniem dnia po wysiłku. W praktyce, prócz powyższego, możemy spodziewać się sposobności darmowego rozbicia namiotu na podwórku gospodarza, czasem wieczornej strawy, a nawet pokoju z prawdziwym łóżkiem i pachnącą kołdrą! Te przyjemności oferowane są za darmo, choć oczywiście mile widziane jest wspólne spędzenie wieczoru, wymiana opowieści, anegdot i doświadczeń. My, ze względu na swoje upodobanie do gotowania, lubimy także zaproponować gospodarzowi upichcenie czegoś na kolację lub zabieramy ze sobą butelkę wina, czy coś słodkiego w ramach rewanżu. Postaramy się jeszcze kiedyś rozwinąć temat tego serwis w osobnym poście.

3. Tańsze pola namiotowe lub darmowe kempingi "na pół-dziko"

Noclegi to około 20-30% naszych wydatków w podróży. Oprócz jedzenia, każdy rowerzysta potrzebuje dobrego snu, który następnego dnia pozwoli na pokonywanie kolejnych wyzwań. W Australii wiele jest tzw. “caravan parks”, które przeznaczone głównie dla przyczep kempingowych, służą miejscami na namiot lub ogólnie “unpowered sites” – bez podłączenia do prądu. Tak naprawdę, płacimy za dostęp do ciepłej wody i ewentualnie kuchni. Dzięki aplikacji WikiCamps (opiszemy ją w osobnym poście) sprawdzamy z wyprzedzeniem, gdzie w danej miejscowości zapłacimy mniej za nocleg na polu namiotowym. Ceny bowiem mogą różnić się między sobą znacząco – od $15 do nawet 45$ (za namiot per jedna noc). Na szczęście, istnieje również możliwość spania za darmo w przygotowanych do tego miejscach przeznaczenia publicznego, takich jak rezerwaty czy parki narodowe. Musimy się jednak liczyć z brakiem prysznica (pozostają mokre chusteczki lub pobliski strumyk). Oprócz zadbanego kibelka w stylu “dziura w ziemi” można tam trafić nawet na elektrycznego grilla (pisaliśmy m.in. o nim w tym wpisie). Osobiście nie rozbijaliśmy się w Australii totalnie “na dziko”. Nie jest to do końca legalna, ale niewątpliwie najtańsza opcja noclegowa, wybierana przez wielu znanych nam długodystansowych podróżników rowerowych. 

4. Polowanie na przeceny w sieciach spożywczych

W Australii najtańsze (co nie znaczy najgorsze) jedzenie kupowaliśmy w sieciach. Coles, Woolworth’s czy, znany nam z Europy, Aldi były jednymi z najczęściej odwiedzanych przez nas sklepów. Ceny są w nich przystępne, a wachlarz artykułów szeroki. Warto zauważyć, że podczas podróży rowerowej nie mamy ze sobą lodówki (“WOW, ale odkrycie”), więc to co kupimy do jedzenia, zaraz zniknie w brzuchu. Stąd pierwszym, na co zwracamy uwagę po wejściu są produktu z krótkim terminem przydatności do spożycia. Szczególnie mowa tu o pieczywie, warzywach i owocach, ale nie tylko. Nawiasem mówiąc, takie podejście wymusza poniekąd inwencję twórczą kucharza.
W ramach ciekawostki, w Adelaide spotkaliśmy się ze sklepem o nazwie “Rite Price”, m.in. o czym możecie przeczytać tutaj. Pożyteczny trend, dotyczący ograniczenia marnotrawstwa żywności stał się inspiracją do otwarcia sklepów z żywnością prawie- lub całkiem przeterminowaną. Podkreślamy, że mowa tu o tzw. “best before”, czyli granicznej zalecanej dacie do spożycia. Oznacza ona spodziewany czas, w którym dany produkt zachowa swoje pełne właściwości odżywcze i smakowe. Często data ta stosowana jest przez producentów, jedynie po to, aby wymusić szybszą konsumpcję towaru. Produkty puszkowane mogą zachować swoje walory jeszcze długo po przekroczeniu “best before”. 
Listę różnych polecanych przez nas sklepów w Australii będzie można niedługo znaleźć w innym wpisie.

5. Samodzielne gotowanie

Zasada nie różni się niczym od tej znanej z życia codziennego. Mieszkając w Krakowie mieliśmy zawsze dostęp do różnego rodzaju restauracji, które kusiły wizją wspaniałego posiłku bez zbędnego wysiłku. Ostatecznie, kulinarne doznania były jednymi z głównych wydatków. Podróżując budżetowo sami robimy zakupy, przygotowujemy posiłek, zmywamy…jesteśmy “garnkiem i chochlą”, parafrazując marynarskie powiedzonko. 

W Australii jedzenie w knajpach jest po prostu drogie. Dla przykładu, typowa pizza kosztuje $25AUD. Warto więc za wczasu już przygotować listę posiłków, które można gotować w podróży, a wieczorem przyrządzić strawę z zakupionych w sklepie składników. Jedzenie na wolnym powietrzu smakuje najlepiej.

Dla nas podróże i zwiedzanie to w głównej mierze lokalna kuchnia, ale w Australii tak naprawdę nic nie tracimy,. Czegoś takiego jak “typowa kuchnia australijska” po prostu nie ma. Może zdarzy się komuś zjeść stek z kangura, ale zdecydowana większość restauracji opiera się o kuchnię azjatycką, angielską lub włoską.

6. Podstawowe umiejętności naprawy roweru

Trudno przecenić możliwość własnoręcznej naprawy ukochanego bicykla. Szczególnie przed planowaną wyprawą, warto spróbować samemu pogrzebać przy maszynie. Aktualnie Internet pęka w szwach od poradników, a na jutubie instruktaże są dostępne także w języku polskim. Do większości podstawowych czynności wystarczą multitoole, które wesprą nas później w podróży. Warto nauczyć się przynajmniej załatać dętkę i założyć oponę na koło, zdjąć i wymienić łańcuch oraz linki i pancerze, podregulować hamulce i przerzutki, odkręcać pedały i kierownicę (szczególnie przydatne na lotnisku). 

W Australii części są w sensownych cenach, ale najprostszy przegląd to przynajmniej $50AUD. Co ciekawe, gdy pytaliśmy w serwisach o informacje, nikt nie oferował pojedynczych usług związaną z wymianą danej części – wszystko kompleksowo!

7. Kupowanie rzeczy na miejscu w Australii

Punkt z gatunku nieoczywistych. Dobranie odpowiedniej ilości sprzętu do zabrania na wyprawę, to nie tylko sprawa przyjemniejszej jazdy na lżejszym rowerze. Oszczędzamy również na unikając dokupowania bagażu nadprogramowego oraz kar za nadbagaż. Dlatego lepiej jest niektóre, szczególnie ciężkie, rzeczy kupić już na miejscu. Mamy na myśli – szampon, mydło, środek odstraszający owady (w Australii dużo mocniejszy o skuteczniejszy na miejscowych krwiopijców), krem przeciwsłoneczny (w Australii mocniejszy i często nie spływa od potu!), dętki, zapięcie rowerowe, itd. Wymienione przedmioty nie kosztują aż tak dużo więcej niż w Polsce. Wiemy, bo dokładnie sami tak zrobiliśmy 🙂

8. Ubezpieczenie

Sami spotkaliśmy się z radami ludzi podróżujących budżetowo, że “ubezpieczenie na podróż to jedno z większych marnotrawstw, jest drogie i totalnie się nie opłaca, bo przecież szansa, że coś nam się stanie jest nikła”. 

Tylko z jedną z tych rzeczy się zgadzamy – tak, długoterminowe ubezpieczenia na podróż są w Polsce , szczególnie wybierając się do krajów takich jak USA, Kanada czy Nowa Zelandia. Jednak koszty leczenia w tych krajach również są wygórowane. Na przykładzie Australii, wizyta u lekarza pierwszego kontaktu to ok. $80AUD, na pogotowiu $143AUD, a doba w szpitalu – aż $2150AUD. Na własnej skórze przekonaliśmy się, jak ważne jest zapewnienie pokrycia kosztów leczenia przez ubezpieczającego, gdy Paweł został nieszczęśliwie ukąszony przez płaszczkę. Od tamtej pory, od spotkanych po drodze ludzi dowiadujemy się, jak nietypowy to był przypadek. Poza tym, czasem przypadkowo zdarzy się zrobić krzywdę komuś lub czemuś. Usłyszeliśmy od jednego z gospodarzy na WarmShowers o pewnej Polce, która jadąc na rowerze, niechcący wpadła w zaparkowany samochód. 

Może jednak warto dozbierać trochę więcej na stosowne ubezpieczenie, a potem mieć spokojną głowę i życie bez długów?

9. House sitting

Jednym ze sposobów na darmowe (a w przypadku wizy z możliwością zarobku – dodatkowo płatne) spędzenie czasu w Australii jest “house sitting”. Po krótce oznacza doglądanie domostwa pod nieobecność gospodarzy. W zamian za opiekę nad domem, ogrodem i/lub zwierzętami, otrzymujemy dach nad głową. Opcja bardzo przydatna, gdy chcemy zwiedzić większe miasto, albo na przykład przeczekać do kolejnego samolotu. Jeśli ktoś ma możliwość dorobić, przy okazji można opłacić koszty utrzymania czy dalszych podróży!  Zdecydowanie należy jednak opcję tę zorganizować odpowiednio wcześniej (przynajmniej miesiąc!).
W przypadku “na ostatnią chwilę”, polecamy kolejny punkt.

10. Help Exchange (HelpX)

Help Exchange to program, który pozwala pracować (nawet na wizie turystycznej!) w zamian za przysłowiowy “wikt i opierunek”. Uważamy, że to genialny sposób na przedłużenie swojego pobytu, nauczenie się kilku nowych rzeczy i praktykę języka obcego, Bardzo często udaje się także dobrze zwiedzić okolicę (nawet z gospodarzami). Co prawda ten punkt nie ma wiele wspólnego z rowerami, ale podróż to dla przede wszystkim poznawanie nowych krajów, ludzi, obyczajów, itd. Do tego HelpX nadaje się doskonale! Aby otrzymać dostęp do ogólnoświatowej bazy danych, należy wykupić uprzednio konto premium za niewielką kwotę 20EUR, która ma pokryć koszty utrzymania serwisu. 
Na pewno w przyszłości napiszemy więcej o Help Exchange.

BONUS! Dodatkowy tip dla kawoszy 🙂

11. Picie własnoręcznie zaparzonej kawy

Źródło: Trailspace.com

Oboje bardzo lubimy kawę i cenimy sobie jej obecność przy śniadaniu. Jest ona naszą taką codzienną odrobiną luksusu w podróży. Wybierając kawę naturalną ponad rozpuszczalną, wozimy ze sobą woreczek czarnej dobroci, gdziekolwiek jesteśmy. Niektórzy używają aeropresu, inni zalewają “fusiarę”, a my sprawiliśmy sobie wielorazowy filtr do kawy (MSR MugMate), który zupełnie odpowiada naszym wymaganiom. Samodzielnie wykonana kawa to nie tylko pewność, że wypijemy ją gdziekolwiek nam się spodoba, ale również po trzech kubkach zwróci nam się cena 500-gramowej kawy mielonej (która średnio kosztuje dokładnie tyle, co dwie “long black” w knajpie). 

Jesteśmy pewni, że to nie wszystkie możliwości i istnieje również wiele innych sposób jak budżetowo podróżować po Australii. Może Wy macie dodatkowe sposoby na oszczędzanie w podróży? Czekamy na Wasze propozycje i komentarze! 🙂

Dodaj komentarz